środa, 22 maja 2019

.

Wokół chmury i mrok
w dali (nieczytelne) czyjś krok
i godzina wieczorna się zbliża.
W takich chwilach jak ta
duma smętna jak mgła
a ciało jak zdjęte z krzyża.
Pokój niby we śnie,
meble mają swe cienie
i tajemnie tak księżyc spoziera.
Rzuca swoją poświatę
poprzez okienną kratę
na drzwi, których nikt nie otwiera.
Czując jednak złowróżbnie,
za tymi drzwiami próżnię,
której zgłębić, zrozumieć nie można
Trupim blaskiem oświecił
w kącie koszyk od śmieci
i wycofał swe światło z ostrożna.

w Warszawie

.

W (nieczytelne) rozgardiaszu
dni wciąż takich samych
ponurych i bezbarwnych
jak skazańców twarze
pędzę swój nędzny żywot
niczym zarażony
na wyspie trędowatych
i nawet nie marzę

wokoło ludzie obcy
bezmyślni nieczuli
a każda twarz taka zimna
i taka daleka
że chodząc ulicami
wśród gwarnego tłumu
choć bym chciał nie mogę
napotkać człowieka

w Warszawie

.

Kiedy blaskiem zórz wieczornych
niebo rozpłomienia się na widno -
kręgu
i rosa zaczyna padać na zielone
łąki
tonę w powodzi ognia co gaśnie
powoli
a serce wzbiera mi smutkiem
i tak bardzo boli

Żal mi światła że ginie
zapada się w topiel szarej mgły
co się ściele nad wodą
smutno mi że noc będę
znów miał taką samotną
a ty jesteś młodą

w Warszawie

.

Mała tabliczka informuje:
"17 X 1945 r. serce Fryderyka Chopina
powróciło do Warszawy".
Tak, więc to tu -
już dalej nie trzeba szukać.
Tu spoczywa serce, większe
niż kościół, który je ukrywa,
gdyż w nim spoczywa miłość.
I nagle zapadł się kościół,
zniknęły mury i ludzie
ze swymi drobnymi grzechami
szeptanymi przy konfesjonałach.
Pozostało serce pełne uczucia,
dobre jak modlitwa dziękczynna.
A na ulicy płonęło lato,
a kościelne mroki rozjaśniała
mała lampka,
a na świecie szalały -
monstrualne katastrofy,
ginęły kontynenty i narody
upojone swoją techniką i siłą.
A serce spoczywało spokojne
ufne, że miłość zwycięży.

w czerwcu 955 r.